środa, 8 lipca 2015

Seria „Igrzyska Śmierci" Suzanne Collins

Na ruinach dawnej Ameryki Północnej rozciąga się państwo Panem, z imponującym Kapitolem otoczonym przez dwanaście dystryktów. Okrutne władze stolicy zmuszają podległe sobie rejony do składania upiornej daniny. Raz w roku każdy dystrykt musi dostarczyć chłopca i dziewczynę między dwunastym a osiemnastym rokiem życia, by wzięli udział w Głodowych Igrzyskach, turnieju na śmierć i życie, transmitowanym na żywo przez telewizję.

Bohaterką, a jednocześnie narratorką książek jest Katniss Everdeen, która mieszka z matką i młodszą siostrą w jednym z najbiedniejszych dystryktów nowego państwa. Katniss po śmierci ojca jest głową rodziny - musi troszczyć się, by zapewnić byt młodszej siostrze i chorej matce, a to prawdziwa walka o przetrwanie... 


Całą trylogię pochłonęłam niemal natychmiast. Suzanne Collins zdecydowanie jest niesamowitą pisarką. Jej styl jest lekki; opisy ciężkich scen nie są ani sztuczne, ani przytłaczające, bohaterowie nieszablonowi, a pomysł sam w sobie genialny.

Akcja ciągle gna na przód, nie sposób jest się nudzić, a nawet jeśli dostaniemy chwilkę wytchnienia, chcemy tylko więcej. Opisy igrzysk, a w ostatniej części wybuchu powstania, jak już wspomniałam bynajmniej nie są nudne i przytłaczające. Autorka nie idealizuje świata przedstawionego, bohaterów z reszta tez nie. Skoro o bohaterach mowa, moimi ulubieńcami zostali Peeta i Finnick. Obaj ujęli mnie czymś innym; syn piekarza swoja dobrocią i miłością do Katniss, zwycięzca z czwartego dystryktu zaś specyficznym sposobem bycia i aurą tajemniczości. Pozostałe postacie nie przypadły mi aż tak do gustu jednak kilkoro z nich niewątpliwie jest wartych wspomnienia jak dzielna Katniss, milutka Rue, genialny Beetee, szalona Annie i cyniczny Haymitch. Collins ukształtowała każdego z nich w bardzo wyrazisty sposób, oryginalny i realistyczny.
Według mnie jedynym, ale za to sporym minusem opowieści jest banalny i zbyt częsty motyw trójkąta miłosnego miedzy Katniss, Peetą a Galem. Autorka skutecznie sprawiła, że znielubiłam przeciwnika Mallarka oraz w pewnym momencie samą niezdecydowaną Katniss.

Poświecę jeszcze kawałek porównaniu filmów z książkami. Ekranizacje są naprawdę wierne i dobre, co nie zdarza się często. Jednak oczywiście nie wszystkie sceny z książki zostały przeniesione na duży ekran jak na przykład ostatnie wydarzenia z Igrzysk Śmierci, przez co (ponieważ najpierw oglądałam filmy, tak wiem, jestem okropna) relacje miedzy Peetą a Katniss przedstawione w W Pierścieniu Ognia były niezrozumiale, przynajmniej dla mnie. Kolejne części też mają kilka takich braków, lecz nie wydaje mi się, by były jakieś bardzo znaczące, zmieniające drastycznie historię, czy utrudniające jej zrozumienie.

Podsumowując: historia jest świetna, bohaterowie jeszcze lepsi, jednak banalny wątek miłosny wszystko psuje.


Moja ocena: 8/10

Polecam Wam wszystkim te cudowne pozycje!!! A Ci którzy już przeczytali, jakie wrażenia? Kto nie może się już doczekać drugiej części Kosogłosa?

Na koniec dwie genialne piosenki promujące filmy, prosto z Kosogłosa:

2 komentarze:

  1. Trylogię przeczytałam jakieś półtora roku temu i też bardzo szybko je pochłonęłam. Jedne z lepszych książek jakie czytałam :)

    A co do Finnicka... no po prostu skradł moje serce! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trylogię przeczytałam jakieś półtora roku temu i też bardzo szybko je pochłonęłam. Jedne z lepszych książek jakie czytałam :)

    A co do Finnicka... no po prostu skradł moje serce! :)

    OdpowiedzUsuń